poniedziałek, 4 czerwca 2012

Soundtracks for the Blind


    

    Michael Gira to bardzo dziwny człowiek. Z pewnością, jego życiorys potwierdza tą tezę – jako nastolatek spędził pół roku w izraelskim więzieniu za handel narkotykami. Muzyka, którą tworzył i nadal tworzy ze Swans, jego zespołem założonym gdzieś na początku lat osiemdziesiątych, jest także bardzo dziwna. Na początku Swans było typowym nowojorskim zespołem noise'owym. Co roku, a czasem dwa razy w roku zespół wydawał płyty natchnięte no wave'm i noisem nowojorskim. Okres ten najlepiej prezentuje album live z 1986 roku "Public castration is a Good Idea." Tytuł mówi chyba sam za siebie - teksty Giry były bardzo brutalne, opisywały gwałty, morderstwa, rózne tego typu nieprzyjemne sprawy. Do zespołu w 1987 roku dołączyła Jarboe, gotycka laska Giry, której przybycie zmieniło kierunek, w który Swans dążyło. Kolejne albumy były mniej industrialno-agresywne, a coraz bardziej gotycko-folkowe. W latach 90tych styl swans powoli skręcał w kierunku zupełenie dziwacznego post-art-eksperymentalnego rocka, swoje apogeum osiągając na dwuipółgodzinnym albumie "Soundtracks for the Blind" z 1995 roku. Będąc ostatnią płytą studyjną Swans przed ich rozpadem w 1998 roku, wydawnictwo to jest pewnego rodzaju manifestem Giry, który przez całą działalność Swans był najważniejszym motorem grupy. Na "Soundtracks for the Blind" doświadczamy całej plejady najdziwniejszych kompozycji, od dwuminutowych dronów po kawałki w stylu Godspeed You! Black Emperor (oczywiście, dziwacznych). I jest to album całkowicie wyśmienity. W 2009 Swans powstali z martwych, wydali album i ruszyli w trasę koncertową. Będą grać na tegoroczym OFF Festivalu w Katowicach, na który z całą pewnością pojadę (bo mam już bilet), więc będzie mi dane doświadczyć ich wielkości (w sumie ten festiwal był decydującym powodem który popchnął mnie do słuchania Swans).

Jarboe z prawej, Gira z lewej. Bohema.
    Płyta rozpoczyna się krótkim (w porównaniu do reszty utwórów na płycie) ambientem "Red Velvet Corridor" (czyżby nawiązanie do Twin Peaks?). Wkrótce jednak płyta rozwija cały kalejdoskop dzwięków, gatunków i inspiracji muzycznych. "I Was a Prisoner in Your Skull" to instrumentalny kawałek, którego połowę wypełnia dziwaczny monolog, ewidentny sampel. Na piętnastominutowym, epickim kawałku "Helpless Child" Gira śpiewa "Now you be the mother/and I'll be your fool/I'll hide myself deep inside/your crimson pool." Teksty Giry od lat osiemdziesiątych przeszły głęboką metamorfozę, teraz śpiewa on raczej o różnych rodzajach samotności, miłości i smutku, teksty są o wiele bardziej poważne. Muzyczne "Helpless Child" to rozbudowana, post-rockowa kompozycja z bardzo klimaktycznym (Mogwai Fear Satan, tego typu klimaty) finałem. Album jes też poprzetykany kawałkami nagranymi na żywo – na przykład "Yum-Yab Killers", śpiewane przez Jarboe. Jakość, niestety, odstaje od reszty albumu. Jeśli chodzi o ambient, to na płycie najlepiej rebrezentuje go "The Beautiful Days", zupełnie odrealniony kawałek, na którym ciężko jest rozpoznać jakikolwiek instrument poza padami. "Volcano" to za to dziwaczny, dance'owy kawałek, śpiewany przez Jarboe. "All Lined Up" to jeden z najlepszych kawałków na płycie, w którym zupełnie niespodziewane zmiany tempa i natężenia dostarczają niesamowitych emocji słuchaczowi (a przynajmniej mi). "Animus" to klasyk Swans (z tego co mi wiadomo), często grany na koncertach i wydany nawet jako singiel. Jest to, oczywiście, rozbudowana, dziesięciominutowa kompozycja, zaczynająca się spokojnie, padami, gitarą akustyczną i śpiewem. Gira śpiewa naprawdę fantastyczny tekst, zwracając się do nieznanego (siły? Osoby? Nie mam pojęcia.), mówiąc doń "Waiting for your breath/to animate my veins". Być może mowa tu, jak i w "Helpless Child" o miłości (nie normalnej, oczywiście). Pioseneka przeradza się w chaos, w którym tomy przypominają wybuchy w oddali, a gitara jazgocze niczym skrzypce z piekieł (a może to są skrzypce? I to właśnie z piekieł?).



    "The Sound" to jedna z najbardziej przejmujących utworów post-rockowych, a słuchałem ich wiele. To, co gra Swans przerasta jakością wiele utworów Godspeed You! Black Emperor, a także wszystko co kiedykolwiek zrobiło Sigur Ros. Pasja, z jaką Gira śpiewa prostą kwestię "You despise/But I love" jest naprawdę niepowatarzalna. To jest właśnie udane w Swansowym post-rocku – emocje, których brakowało od czasu Slinta i Talk Talk. Po 6 minutach piosenka szaleje, ściana dźwięku, przecinana przez gitarę atakuje nasze bębenki uszne (tej płyty warto słuchać głośno!). Co najlepsze, od 10-11 minuty piosenka znowu się uspokaja, a Gira kończy tekst piosenki, śpiewając "You was wrong/I was wrong"



    Album od czasu do czasu lubi też pohałasować. "Her Mouth Was Filled With Honey" to dośc awangardowa 3 minutowa hałasowo-samplowa kompozycja. Następny kawałek to "Blood Section", dość folkowy instrumental, bardzo miło odświeżający i "uziemiający" cały album. Tony awangardy spadają na nas przy "I Love You This Much", który to utwór swoimi zmianami natężenia i apokaliptycznymi chórkami przypomina muzykę Gyorgiego Ligetiego. "The Final Sacrifice", kolejna dziesięciominutówka, ma o wiele bardziej grobowy nastrój, zabijając mnie genialnym dźwiękiem klawiszy. Darcie ryja Giry pod koniec utworu zabija mnie jeszcze raz. Album kończy się utworem "Surrogate Drone", który, zgodnie z tytułem, jest dronem. Mógłby za to zamiast 2 minut mieć 10... W tym momencie nachodzą mnie refleksje na temat odbioru utworu w kontekście albumu. Rok przed wydaniem "Soundtracks for the Blind" Swans wydało niemieckojęzyczną Epkę "Die Tur ist Zu", na której także znajdował się "Surrogate Drone", tyle że wciśnięty pomiędzy niemieckojęzyczną balladę a alternatywną wersję "YRP", i robił o wiele mniejsze wrażenie niż zamykając album pełen dziwacznych i przejmujących dźwięków...


    "Soundtracks for the Blind" to, moim zdaniem, najlepszy album Swans. Przejmujące emocje i genialne, przemyślane kompozycje które zaskakują swoją złożonością pomysłu i prostotą wykonania. Płyta ta wydaje mi się też pierwowzorem późniejszych "kinowych" post-rocków, jak wyżej wymieniane Godspeed You! Black Emperor. Jej długość nie jest wadą, lecz atutem – jest to dwuipół godzinna, marzycielska podróż w świat dźwięków Michaela Giry. Swans, niestety, rozwiązało się 3 lata po wydaniu albumu, ale na szczęście zespół się zreaktywował i szykuje płytę, która według Giry jest kuluminacją całej jego działalności muzycznej... Właśnie dialektyka twórczości Swans chyba najbardziej mnie przekonuje do tego zespołu – cały rozwój sprawia wrażenie przemyślanego (poza jedną wpadką – średni "The Burning World" wyprodukowany przez Billa Laswella) procesu, od no wave'u przez gothic rock i folk rock aż po skomplikowany, abstrakcyjny art-rock... Geniusz w czystej postaci! Co tu dużo mówić, 10/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz